wtorek, 22 stycznia 2008

Zostałem redaktorem dziennika...

Według polskiego prawa strony internetowe aktualizowane częściej niż raz w roku to prasa. Dlatego też należy je rejestrować w sądzie jako czasopisma. W przeciwnym wypadku ich prowadzenie jest nielegalne.

O tym, że polskie prawo jest niedostosowane do współczesnych realiów było wiadomo od dawna. Niestety, zamiast wykonać jakiś krok naprzód, wykonano bardzo duży i niebezpieczny krok wstecz. Sąd Najwyższy w swojej interpretacji zdecydował, że strony internetowe aktualizowane przynajmniej raz w roku powinny być rejestrowane. Jeśli są aktualizowane częściej niż raz w tygodniu, powinny być rejestrowane jako dzienniki. A skoro strona jest prasą, to prowadzący staje się automatycznie redaktorem naczelnym i jest odpowiedzialny za publikacje sprostować oraz za treść wpisów użytkowników. Takim wymogom podlegają więc prawie wszystkie polskie strony, łącznie ze sWeETaśNyMI blOgaSkAMi i zamieszczanymi pod nimi eLo kOmCIamI od koFFanYch loodZIkufF.

Piotr Waglowski ze znanego serwisu prawniczego vagla.pl zwraca uwagę, że w pierwszej kolejności swoje strony powinny zarejestrować organy administracji publicznej. Zapytał Komendę Główną Policji czy zarejestrowała swoją stronę. Jak można się było domyślić, taka rejestracja nie została dokonana. Nie jest to dziwne. Absurdalne przepisy są omijane nie tylko przez zwykłych internautów. Miejmy nadzieję, że szybko zostaną zmienione.

Źródło: Rzeczpospolita

znalezione i żywcem skopiowane z: www.allejaja.yoyo.pl, tam z kolei wzięło się toto skąd inąd.

sobota, 19 stycznia 2008

Natchnione nauki mistrza Naumatyzmu part I


Pod wpływem przeczytanych ostatnio nauk całej rzeszy filozofów starożytnych i Kartezjusza postanowiłem w końcu (zapewne ku uciesze kilku osób) nadać znaczenie pewnemu pojęciu, które pojawiło się w moim umyśle jakiś rok temu. Owo pojęcie zwie się 'naumatyzm'.
Naumatyzm jest nazwą pewnej szkoły filozoficznej, której podwaliny niegdyś położyłem podczas jednej z audycji z cyklu "Wolna Lista" prowadzonych wspólnie z Matim_Urundą. Teraz, po roku nie bardzo pamiętam o co dokładnie chodziło, postanowiłem jednak trochę porozmyślać nad światem i opublikować w tym miejscu swoje wnioski. Zapomniałem dodać, że Naumatyzm jest zdaje się systemem filozoficznym pokrewnym Szanityzmowi.
O czego by tu zacząć?
Kurwa, zawsze ponoć początek jest najgorszy. Ale mam pomysł.
Dane mi było ostatnio czytać wywiad z niejakim Josephem Campbellem, człowiekiem, który całe chyba swoje życie poświęcił na lekturę i badanie mitów. Ów czytany przeze mnie tekst to w większości suche pierdy z octem, ale jest fragment, który mnie zadziwił. Campbell mówi, że jeśli będzie się czytało mity (głównie innych wierzeń niż nasze) to bez problemu prędzej czy później odnajdziemy własną drugą połowę. Celnie. Bez żadnych pomyłek, tą jedną, jedyną osobę, która jest nam zapisana wśród gwiazd (hm, taka piosenka była... "Zapisany wśród gwiazd", świętej pamięci Ikarion). Pan Józek (będę tak nazywał Josepha Campbella, krócej będzie) przytacza mit o dwóch połowach czegoś tam, często używaną metaforą jest stwierdzenie "dwie połowy jabłka'. Więc ja pytam: panie Józku, znalazłeś pan swoją Herę (mam na myśli mityczną boginię o o imieniu Hera, nie heroinę)???? Jaki związek z Twoimi poszukiwaniami, zacny Józefie, miały mity???? Już nie wspominając o tym, że jabłko to również mityczny owoc zakazany...
I ja tak sobie myślę: czy małżeństwo jest potrzebne ludzkiemu duchowi? Wiem, że jest to przydatne w życiu społecznym, państwowym itp., papierki, pity, nipy, pipy, chuje muje. Ale dla czegoś, co nazwę tu umownie "duszą"???
Nie wspominając o tym, że lubię korzystać z życia. Facetów, którzy lubią korzystać z życia kobiety nazywają "szowinistami". Kobiety, które lubią korzystać z życia są z kolei nazywane przez inne kobiety "kobietami wyzwolonymi", "emancypantkami", przez facetów natomiast "nimfomankami", "łatwymi laskami". Sprowadzam wszystko do sexu i procesów biologicznych? Zapewne tak. Niemniej nie zapominajmy, że gdyby nie sex, bulgot hormonów i procesy biologiczne, to ja bym tego nie pisał, a Ty, drogi czytelniku nie siedziałbyś przed monitorem.
Wracając do tematu... Skoro są tacy ludzie, jak wymienieni w poprzednim akapicie, to po co szukać drugiej połówki? Po co małżeństwo? Po co sobie coś narzucać, ograniczać cel? Niech nasze założenie nie brzmi "będę szczęśliwy z jedną kobietą do końca życia" a "będę szczęśliwy". I jeśli rzeczywiście uda się osiągnąć szczęście z jakąś dziewczyną, to świetnie. Jeśli osiągniemy stan szczęśliwości z 3 innymi kobietami (muszę to wszystko jeszcze przemyśleć w odniesieniu do homoseksualistów) codziennie, to też zajebiście.
Nauka z tej lekcji brzmi: nie ograniczajcie swojego pola widzenia, patrzcie szerzej, dookoła, w górę, w dół, w głąb, za, przed, wszerz i wzdłuż. I tak chodzi tylko i wyłącznie o Was.

Tak pracują Kulturoznawcy

Na studiach bywa tak, że czasami trzeba zrobić coś innego niż palenie fajek i picie browarów. Czasami nawet trzeba coś NAPISAĆ!! Do napisania czegoś potrzebne są pewne przybory: papier, ołówek (może być długopis, w niektórych przypadkach inne przedmioty brudzące). W dzisiejszych czasach przydatny jest komputer z klawiaturą, myszką i odpowiednim oprogramowaniem. Ale to nie wszystko. Niezbędne są też takie umiejętności jak pisanie, czytanie, a w przypadku pisania na komputerze obsługa tego urządzenia i wspomnianego oprogramowania. Pisanie pracy na studiach czy w szkole wyróżnia się zazwyczaj narzuceniem wenie twórczej i talentowi ucznia kierunku pisania, w którym ten talent i ta wena powinna się rozwinąć - tematu pracy. W 99, 999999% temat pracy jest tak suchy, bezpłodny, nieeksploatowalny, bezsensowny i pojebany, że próba skierowania swojego talentu twórczego w jego rejony, kończy się dla rzeczonego talentu śmiercią. Z tym łączy się zniechęcenie do pisania czegokolwiek, od eposów poczynając na sms-ach kończąc. Ale czasami bywa tak, że nauczyciel zdaje sobie sprawę z efektów narzucania tematu, albo po prostu nie chce mu się myśleć. Taka sytuacja zaszła na Kulturoznawstwie na pewnym Uniwersytecie, kazano studentom napisać pracę na temat zupełnie dowolny. Jedna z moich koleżanek z roku napisała pracę o mnie i kilku innych osobach z naszego roku. Odradzam interpretowania tego tekstu dosłownie, raczej polecam rozumienie go zupełnie na opak. Mam także kilka wątpliwości co do mojej postaci.
1. cenię sobie wolność, żadne małżeństwo mi nie w głowie, zwłaszcza, że wolę młodsze ode mnie kobiety... (sory Paulina)
2. dlaczego kurde jestem rogaczem?? Chyba muszę przeprowadzić dłuższą rozmowę z moją dziewczyną...
3. nie wiem o co chodzi z tym Adamem... nic do niego nie mam i nie mam zamiaru mu niczego ucinać!

Na chwilę obecną to tyle. Enjoy.

Opowieść o jednorożcu Jakubie i ważce Agacie

Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami istniało magiczne królestwo zwane Bellacjum. W królestwie tym rosły najpiękniejsze rośliny, woda była najsłodsza a powietrze najczystsze. Było to najśliczniejsze miejsce na świecie, pełne barw, zapachów, muzyki, którą tworzyły szmery czarodziejskich potoków, śmiechy elfów i szepty nimf. Spośród wszystkich nieziemskich stworzeń i istot zamieszkujących Bellacjum najmądrzejsze i najpiękniejsze były jednorożce. Podobne były do koni, jednak ich sierść mieniła się złotem i srebrem a z karków wyrastały skrzydła, delikatne niczym mgła. Tym co czyniło z jednorożców istoty magiczne i nadawało im czarodziejskich mocy były rogi (czyżby ukryta metafora mówiąca o przewadze facetów po przejściach nad resztą?). Z głowy każdego jednorożca wyrastał połyskliwy róg przybierający barwy tęczy. Nadnaturalne moce jednorożców zapewniały zdrowie i szczęście w krainie a ich wielka mądrość pozwalała na sprawiedliwe rozwiązywanie wszelkich sporów i problemów. Jak w każdym królestwie, tak i w tym, panował król, którym był najbardziej uczony jednorożec o imieniu Jakub (ma się rozumieć - o mnie mowa). I choć od wielu lat Bellacjum było najszczęśliwszym i najbezpieczniejszym miejscem to właśnie za rządów Jakuba miała się wypełnić straszliwa przepowiednia zapomniana przez niemal wszystkich, z wyjątkiem ważki Agaty.
Jakub, jak co dzień, wstał o świcie ze swego legowiska i pocwałował do źródełka by ugasić pragnienie (kraina winem i miodem płynąca). Wybrał swoją ulubioną drogę poprzez cichy zagajnik. Gdy galopował rozmyślając o nadchodzącym dniu, a wschodzące słońce pieściło promieniami jego srebrzystą sierść, zauważył, że odczuwa dziwny, niczym nie uzasadniony niepokój. Postanowił jednak zignorować to uczucie i ruszył w dalszą drogę. W tym samym czasie to samo złe przeczucie ogarnęło ważkę Agatę, ona jednak wiedziała, że nie można ignorować intuicji, a wróg jakim jest zło uderza zawsze wtedy gdy czujność jest uśpiona. Agata, mieszkająca na odległym magicznym bagnisku, od lat była samotnikiem i stroniła od kontaktu z innymi stworzeniami (dobry motyw, nawet nie wiem, jak skomentować). Nie mogła jednak dopuścić by przepowiednia została spełniona, to ona była matką chrzestną Jakuba. Jako jedyna żyjąca istota pamiętała dzień jego narodzin i wygłoszenie przepowiedni (to stare dupy z nas, jak widać!). Kiedy przyjęła tytuł matki chrzestnej źrebaczka wiedziała, ze staje się częścią jego historii i właśnie teraz nadszedł moment by stanąć na wysokości zadania. Ważka rozwinęła skrzydła koloru bułki tartej (to o kolorze bułki tartej to mój ulubiony fragment) i ruszyła w kierunku zamku mając nadzieję, że pomówi z królem przed zachodem słońca.
Tymczasem niezwłocznie po wypełnieniu królewskich obowiązków Kuba udał się do swojej ukochanej księżniczki Paulinki. Wszyscy mieszkańcy królestwa czekali na informacje o królewskich zaręczynach, jeśli bowiem jednorożec oddał swe serce jednej istocie nie był już w stanie nigdy pokochać kogoś innego. Na szczęście Paulinka odwzajemniała uczucia Kuby a ich miłość była tematem wielu dyskusji i pogawędek (pieprzeni paparazzi zawsze wyciągną jakieś brudy). Zawsze gdy kopyta jednorożca uderzały o płyty dziedzińca Paulinka już czekała na lubego, tym jednak razem Jakub nie zastał jej oczekującej, co gorsza nie zastał jej wcale! Dostrzegł jednak coś co zmroziło mu serce i otumaniło zmysły (mamusia?)- na drzwiach ujrzał symbol racicy . Taki znak mogła pozostawić tylko jedna istota – dzik Adam. Dzik uprowadził Paulinkę (a to skurwiel! mógł zapytać, podzieliłbym się.) wiedząc, że dla Kuby będzie to niczym nóż wbity w serce i zmusi tym samym jednorożca do chęci odzyskania ukochanej i konieczności opuszczenia Bellacjum. Tak też się stało, mimo całej mądrości jaką posiadał Kuba, nie mógł on przeciwstawić się wołaniu serca (dobra, dobra), ruszył wiec w drogę. W chwili gdy przekraczał granice królestwa, ważka Agata wlatując do Sali Tronowej, zwróciła na moment oczy w kierunku północnym – niebo pokrywały ciemne chmury ("za górami niebo mieni się czerwienią - dobrze, że nie u nas!!" - przypis zrozumiały dla wtajemniczonych). Agata wiedziała, że jest za późno.
Opuszczenie królestwa przez króla jednorożca oznaczało zanikniecie magicznej ochrony. Stworzenia zaczęły chorować, woda stała się gorzka a powietrze było tak ciężkie, że trudno było oddychać. Agata wiedziała, że tylko jedna istota może pomóc, była nią smoczyca Agnieszka (kobiety potrafią być dla siebie bezwzględne, gdyby facet nazwał jakąś dziewczynę smoczycą pewnie dostałby po ryju). Agata co sił w skrzydłach ruszyła w kierunku pieczary smoczycy (brzmi dwuznacznie). Ważka miała racje, Agnieszka wręczyła jej złoty miecz. Srogi dzik Adam zostanie pokonany tylko wtedy gdy Jakub odetnie mu ogon. Wtedy odzyska piękną Paulinkę i wrócą do Bellacjum, gdzie znów zapanuje szczęście i spokój. Po trzech dniach drogi ważka odnalazła Kubę stojącego twarzą w twarz z dzikiem Adamem. Zmęczeni walką przeciwnicy ociekali potem a z ich nozdrzy ściekała krew (ta, to ostra bitwa musiała być!). Gdy Adam miał zadać Jakubowi śmiertelny cios Agata ostatkiem sił krzyknęła:
– Łap ten miecz i utnij ogon Adamowi!
Kuba płynnym ruchem chwycił broń i zamachnął się na ogon Adama. Cios był trafny. W oczach dzika zagościła wściekłość, lecz sekundę później przemienił się w obłok dymu (magiczny czilałtowy dym - gandzia, gandzia, gandzia) i zniknął, a wraz z nim zniknęły zaklęcia, które więziły Paulinkę (wniosek - marihuana naprawia świat). Jednorożce znowu były razem. Po romantycznym powitaniu, Kuba chciał oddać cześć Agacie, gdy zwrócił się w jej kierunku dostrzegł iż leży na kamieniu (jednak nawet z marihuaną nie można przesadzać), przestraszył się i zawołał:
–Matko chrzestna Agato, co Ci jest?!
Agata podniosła na moment powieki i rzekła:
–Ten lot był zabójczym dla mych starych skrzydeł (najwidoczniej ważka Agata miała całkiem niezły lot po tym ziele), wypełniłam jednak moją misje, dopomogłam Ci synu, teraz mogę odejść .
I odeszła…
Jednorożce zapłakały nad jej ciałem, opadające łzy przemieniły ciało ważki w srebrny pył (heroina?!), który wzniósł się w powietrze i przemienił w najjaśniejsze gwiazdy. Jednorożce wróciły do królestwa, w którym zapanowała harmonia i szczęście. Dzielna Agata stała się bohaterką mitów i baśni (znów ci paparazzi), a jej gwiazdy oświetlały mroki nocy w Bellacjum. Jakub i Paulinka wzięli ślub i w radości wychowywali gromadkę małych jednorożców. Natomiast smoczyca Agnieszka zapadła w sen, by kiedyś zbudzić się ponownie i dopomóc w walce z dzikiem Adamem, bo zła nigdy nie da się zgładzić ostatecznie... (czyli będę żył długo i szczęśliwie)



Kasia Syta

poprawki, ccenzura i przypisy (odwzorowanie komentarzy padających podczas pierwszego czytania tekstu) - ja sam.

Zauważyliście ten wątek mesjanistyczny?

piątek, 4 stycznia 2008

Nowy rock


Były święta. Potem był Sylwester. Zdążyłem już zapomnieć.
Postanowień na nowy rok- brak, bo i po co mi takie kule u nóg? I tak będę przecież dążył do tego, żeby być jak najbardziej szczęśliwym człowiekiem, jak każdy. Nawet nie chce mi się o tym pisać.

Za to styczeń zapowiada mi się iście chujowo. Jakieś kolokwia, nie wiadomo kiedy, z czego i po cholerę. Ale przecież nikt złotych gór nie obiecywał, więc trza zakasać rękawy i zabrać się do roboty... KIEDY MI SIĘ KURWA NIE CHCE!
Pocieszam się tylko tym, że potem mam trzy tygodnie wolnego. I sporo planów, większość związana z jedną Osobą. I dobrze mi z tym.

Jeśli jednak miałbym rozszerzyć perspektywę na cały 2008 rok, to nie zapowiada się najgorzej. Byle tylko nie narobić sobie biedy jakimiś studiami, papierkami i takimi pierdołami i będzie git.

Na dodatek moja kolekcja płytowa powiększy się w tym roku o kilka od dawna wyczekiwanych pozycji: nowe albumy Testament, Slayera, Metalliki, Anthrax, Hunter, Acid Drinkers, prawdopodobnie też Virgin Snatch, Corruption, NoNe, Chain Reaction, Frontside. Do tego liczę jeszcze na Sznapsowe Vat 69, na Borderline Kłopotów, na NOTH (??)... i na wiele wyjebistych koncertów z moim udziałem.

Się zobaczy, jak to wszystko będzie wyglądać...

CHEERZ MOTHERFUCKERS!!