Z konieczności zapoznałem się z książeczką niejakiego Tomasza Smołki pt. "Inwazja decybeli czyli muzyka rockowa i okolice". Po lekturze mogę z czystym sumieniem napisać tak: jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli skorzystać z informacji zawartych w tej publikacji, chociażby po to, żeby ich użyć w jakiejś innej pracy - nie róbcie tego. Mam nieodparte wrażenie, że pan Smołka nie miał zielonego pojęcia o szeroko pojętej kulturze rocka. Wrażenie mogą robić przytaczane gęsto przykłady nagrań, wywiadów itp, z tym, że autor wysnuwa zupełnie błędne wnioski. Błędy merytoryczne? Cała masa, jest z czego wybierać. Trzeba mu natomiast oddać, że stara się być za wszelką cenę obiektywny - a może się nie stara, nie trudno o obiektywizm, jeśli jest się w temacie laikiem.
Generalnie większość tez podanych w tej książce potrafię obalić.

Jak przejdę na emeryturę i będę miał w chuj wolnego czasu to napiszę wtedy książkę będącą odpowiedzią na teorie pana Smołki. Jest tego za dużo, żeby umieszczać na blogu, zresztą, żeby to zrobić musiałbym przewertować książkę ponownie (nie robiłem notatek), a na to nie mam ochoty.
Najbardziej ukłuł mnie fakt, że owa publikacja jest ponoć poprawioną wersją pracy magisterskiej Tomasza Smołki. Ktoś to sprawdził? Chcę poznać tego recenzenta, z chęcią zasiądę do dyskusji z oboma panami przy szklaneczce whisky.
Czytałeś? Masz inne zdanie? Napisz. Ale i tak wątpię, żebyś czytał.
2 komentarze:
nie czytałem... ale przyznam, że mnie zainteresowaleś.
wiedzialem, ze tak bedzie.
zamiast antyreklamy zrobilem reklame.
Prześlij komentarz