środa, 17 września 2008

Historia zespołu

Dawno, dawno temu, w pewnej odległej jak sto pięćdziesiąt krainie, żyła sobie piękna królewna. Jednak zła macocha zamknęła ją na szczycie wysokiej wieży i karmiła vifonami. Królewna rozpaczała i całymi nocami wklejała swoje zdjęcia na naszą-klasę z nadzieją, że ktoś ją w końcu zdoła uwolnić. Wielu próbowało, jednak pod murami wieży poległ cały kwiat Młodzieży Wszechpolskiej. Aż pewnego dnia pod oknem królewny stanęło pięciu dzielnych trubadurów, którzy obiecali ślicznej białogłowie, że ją uwolnią spod jarzma złej macochy Marii K, żony Lecha K (albo tego drugiego, nie wiem dokładnie). Dzielni muzykanci wyjęli swoje tarabany i poczęli w nie walić z całych sił. Już po chwili na murach wieży pojawiły się pęknięcia, następnie wieża zwana Jerycho runęła. I spoko, tyle że królewna (a imię jej było Maradona [albo Mandaryna, moje starożytne źródła nie są zgodne]) poległa pod gruzami. Dzielni trubadurzy przytomnie stwierdzili, że szukać białogłowy w tym pyle się nie opyla i wzięli czem prędzej nogi za pas, co by ich zły król złapać nie zdołał. Udali się w góry, gdzie nie mogła ich otoczyć wysłana przez rozwścieczonego monarchę Liga Polskich Rodzin, jednak uciekinierzy wciąż obawiali się nalotów i klątw ciskanych przez plutony Podwórkowych Kółek Różańcowych.
Cni bohaterowie udali się za granicę, gdzie spotkało ich wiele przygód. A to znaleźli zakopanego w jakiejś norze obwiesia imieniem Szatan czy Sudan, czy Sadam może, a to w Egipcie na targu udało im się spławić człowieka przedstawiającego się jako Asama spod Laden czy jakoś podobnie, który chciał im opchnąć kasetę wideo własnego autorstwa (pewnie jakieś amatorskie porno).
Pokonując w beczce piwa razem z kapitanem Heinekenem Morze Śródziemne, nasi dzielni bohaterowie stawili czoła potworowi z Loch Ness, który jak wszyscy mieszkańcy Wysp Brytyjskich emigrował do Polski na zmywak. Wtedy w głowach minstreli, z mądrości wszak i talentu słynących, błysnęła myśl: a może do Polski? Do tego kraju mlekiem i miodem płynącego (choć krowy wściekłe, a pszczoły też jakieś nie teges, ale ten fragment z mlekiem i miodem można pominąć), do tej mekki trubadurów metalowych? Gdzie heavy metalowa ściana płaczu się rozpościera a długowłosi wyznawcy rogatego biją przed nią pokłony (a myśleliście, że skąd headbanging pochodzi?)?
Jak pomyśleli, tak zrobili. W Karpatach co prawda musieli się uporać z jakimś skośnookim cwaniaczkiem imieniem Yan-osik, ale po długiej i pełnej niebezpieczeństw podróży trafili w końcu do Torogatunia.
Tam odnaleźli heavy metalową ścianę płaczu, nawet cztery ściany, taka gmach jakby cały. Na jej szczycie siedział sam szatan, jego sześćset sześćdziesiąte szóste ziemskie wcielenie. Cały w czerni, rogi dla niepoznaki beretem z moheru przykrył. Siedział na tle szatańskiego wehikułu, wykutego w samych czeluściach piekieł, wręcz w ogniu piekielnym. Rydwan nosił czarcią nazwę Majbach, co w rzeczywistości oznacza "Szatańskie cztery kółka, zimny łokieć, dżipies, nie ruszaj, bo ekskomunika". Siarką czuć było w krainie całej, takie ciastka na niej pieczono, pierdolniki czy pierniki, czy jakoś. Wokół samego szatana, Lucyferydzykiem zwanego pląsały spowite w czarne woalki dziewice. Stare dziewice. Nawet powiedziałbym, że stare panny. Na znak zerwania wszelkich powiązań z ziemskim życiem kobiety owe odrzucały wszelkie pieniądze i dobra, jakie miały, a Lucyferydzyk skrzętnie je wyłapywał. Znamiennym jest fakt, że wszystkie te kobiety były już duchem Lucyferydzyka przesiąknięte i rosły im rogi, które za wzorem swego idola pokryły beretami. W rękach trzymały totemy - małe radyjka na baterie paluszki.
Widząc to nasi dzielni trubadurzy postąpili jak tłum niewiernych, przyłączając się do kultu Lucyferydzyka. Poczęli bębnić w swoje tarabany i czynić tak będą, póki nie pojawi się dwóch pozostałych Jeźdźców Apokalipsy (dwóch już jest, Giertych jakiś i Gosiewski, ponoć są po kądzieli z samym Lucyferydzykiem).
Imieniny obchodzą Mutacja i Denaturat.
Wszystkiego najlepszego.

performens

Vat 69 pierwszy raz wystąpił na żywo. Niestety beze mnie. W Gdańskowie zatrzymały mnie sprawy uczelniane. Ale to nic, a wręcz może i lepiej, bo beze mnie panowie poradzili sobie bardzo dobrze zajmując pierwsze miejsce w przeglądzie "Promocje Młodych" w Płocku.
Filmik jest, jak widać. Jest to pierwszy nasz kawałek, nazywa się "Sands of Time".
Dzięki zwycięstwie w przeglądzie panowie zapewnili nam miejscówkę na próby w miejscowym MDKu.