poniedziałek, 23 lutego 2009

Ruch indiański w Polsce jako ucieczka od szarej rzeczywistości – analiza zjawiska

Praca pisana na zaliczenie na zajęciach. Umieszczam ją tu, ponoć mam do tego prawo. Może roić się od błędów.

Formalny ruch indiański w Polsce to przede wszystkim dwie organizacje: Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Indian (działające od roku 1990) i Polski Ruch Przyjaciół Indian (istniejący od połowy lat 70.). Obie z nich skupiają ludzi zainteresowanych indianizmem pod każdym kątem, mają również podobne cele - przede wszystkim skupiają się na krzewieniu wiedzy o kulturze Indian pośród Polaków. Nie należy jednak zapominać, że oprócz członków PRPI i PSPI w naszym kraju mieszka wiele osób żywo zainteresowanych tematem. To oni są najczęściej uczestnikami imprez indiańskich, oni stanowią publiczność podczas prelekcji i wykładów na temat tamtejszej kultury. Zarówno ci zrzeszeni w związkach fascynaci, jak i ci pozostający poza wszelkimi organizacjami współdziałają ze sobą, nie ma tu miejsca na rywalizację i niesnaski (Być może wynika to z niewielkiej ilości imprez o charakterze indiańskim w kraju). Na terytorium całego kraju odbywają się wszelkiego rodzaju imprezy i uroczystości, poczynając od tradycyjnych świąt Pow Wow (co roku organizowanych jest w Polsce kilkanaście takich wydarzeń), poprzez warsztaty, wykłady, spotkania, wystawy, na obozach i zjazdach kończąc. Za każdym razem pojawiają się nowe twarze, wielu w taki sposób zetknęło się z tą kulturą. Nie sposób jest zatem zliczyć rzeczywistych fascynatów kultury Indian (nie tylko Ameryki Północnej, o czym często się zapomina). Co jednak powoduje, że w miejscu oddalonym o tysiące kilometrów od terytoriów Czerwonoskórych wielu ludzi wychowywanych w zupełnie inny sposób nagle odnajduje w sobie duszę Indianina i zaczyna zgłębiać tę fascynującą kulturę? Można by stwierdzić, że jest to hobby jak każde inne, podobne do sklejania modeli samolotów czy interesowania się kulturą starożytnych Greków. I będzie w tym wiele prawdy. Trzeba jednak zastanowić się najpierw, czy przypadkiem posiadanie jakiejś pasji nie ma praktycznego zastosowania. Oczywistym jest, że hobby takie czy inne jest środkiem do oderwania się od rzeczywistości otaczającej nas. Jest to odpowiedź tyleż właściwa, co – w przypadku indianizmu w Polsce – niekompletna. Niekompletna dlatego, że wkroczenie na indiańską ścieżkę praktycznie zawsze pociąga za sobą zmiany w mentalności człowieka, w jego filozofii życiowej, nie wspominając już o kosztach. Mimo to ruch indiański nad Wisłą jest dosyć silny i rośnie. Czemu Polacy wolą być Indianami niż starożytnymi Egipcjanami? Postaram się udzielić odpowiedzi na to i inne pytania w niniejszej pracy i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Stwierdzenie, że ruch indiański w Polsce ukształtował się pośród ludzi zafascynowanych kulturą Indian jest oczywiste. Ruch ów jednak w szybkim czasie rozwinął się bardzo. Było to powodowane przede wszystkim ciekawością, zaspokajaną (a może podsycaną?) przez książki takich twórców jak Arkady Fiedler, Stanisław Supłatowicz (myślę, że z czystym sumieniem można nazywać go ojcem indianizmu w Polsce). Ci dwaj pisarze często zauważali, że Indianie i Polacy mają wiele cech wspólnych. Również (być może za nimi) tę sentencję powtarza wielu polskich Indian – chociażby umiejętność walki o swoją wolność. Podkreśla się również fakt, że nie bardzo wiemy co z tą wywalczoną wolnością zrobić, z tego powodu też nasze narody są trapione przez podobne plagi – alkoholizm, narkomania. Podobne są również stereotypy – młodym Polakom od dziecka opowiada się historie o heroicznych czynach zołnierzy polskich podczas II Wojny Światowej. Z kolei ci sami młodzi Polacy z książek i opowieści uczą się stereotypu prawdziwego Indianina – prawego obywatela, który żyje zgodnie z naturą, dzielnie do ostatniej kropli krwi walczy o swoją wolność dokonując bohaterskich działań. Być może ten stereotyp jest pierwszym powodem do zmiany filozofii życiowej człowieka, który zaczyna się interesować indianizmem. Rzeczą oczywistą jest, że każdy chce być bohaterem. Polacy uczą się o wierzeniach i wiedzy Indian, jednocześnie podziwiając ją i nieświadomie często zaczynają się nią kierować w swoim życiu. Dowiadują się już na samym początku, że bycie Indianinem jest nierozerwalnie związane z przyjęciem pewnej filozofii życia, która jest nieszkodliwa (w przeciwieństwie do np. sekt). Z czasem ludzie coraz bardziej przekonują się do wiedzy Indian, jako przydatnej również w XXI wieku i bardzo pożytecznej, głównie ze względów ekologii. Wtedy dana jednostka staje się bardziej zaangażowana w życie społeczne – walczy o swoje, czyli o "indiańskie", nie zapominając przy tym o zasadzie dobra ogółu – ile dasz światu od siebie, tyle samo dostaniesz z powrotem. Zatem uogólnienie, że typowy indianista jest bardziej aktywny społecznie niż przeciętny Polak, nie będzie się mijać z prawdą. Widzimy więc, że ucieczka od rzeczywistości w kulturę indiańską łączy się z rozwojem duchowym i umysłowym uciekającego.
Ową tezę potwierdzają swoją postawą ludzie zaangażowani w sprawy indianizmu. Wielu z nich organizuje imprezy indiańskie, zloty, wielu poświęca się pracy z młodzieżą, tworzy muzykę, poezję, zajmuje się innymi dziedzinami sztuki. Dlaczego to robią? Moim zdaniem jest to pewien element zapoznawania się ze sobą, wyrażania siebie, tak samo jak robili to np. Indianie z plemienia Hopi czy jakiegokolwiek innego, ale w nowoczesny sposób. Organizowane przez nich imprezy mają za zadanie stworzyć możliwość kontaktu w określony sposób z naturą, z innymi, myślącymi podobnie, ludźmi. Są również znakomitą reklamą całej filozofii indiańskiej i przyciągają laików, którzy często wstępują potem w szeregi zainteresowanych. Takie imprezy mają rzecz jasna również charakter integracyjny, tworzą więź pomiędzy poszczególnymi uczestnikami, co powoduje właściwie powstanie pewnych niezauważalnych "plemion" i "szczepów" przyjaciół. Uczestnicy oryginalnych, północno-amerykańskich Pow Wow mówili, że przybywają na nie, by czuć się szczęśliwymi. Doskonale odnosi się to również do dwudziestopierwszowiecznych realiów Polski. Nikt nie przyjeżdża tu dla pieniędzy, zaszczytów, czy z jakichś innych powodów. Koniec końców każdy chce się dobrze bawić, stworzyć dobrą atmosferę, sprawić, by również dla publiczności był to niezapomniany wieczór. W jednym z odcinków serii dokumentalnej "Kolekcjonerzy, pasjonaci, optymiści" poswięconym Pow Wow, Bogdan Płonka, organizator pierwszych imprez Pow Wow w Polsce stwierdził, że najbardziej fascynująca jest więź z ludźmi. Jego słowa może potwierdzić wielu rodzimych fascynatów kultury Indian. Wielu z nich doda, że więź tworzy się również z naturą, jako że człowiek, tak jak wszystko inne pochodzi od niej i ma w sobie jej cząstkę. Spotkania Pow Wow, zloty (np. coroczny Ogólnopolski Zlot Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian w Uniejowie połączony z letnim Pow Wow) czy obozy o tematyce Indiańskiej (również coroczny obóz Szkoła Młodych Wilków odbywający się w miejscowości Łazy k. Żuromina) pozwalają zbliżyć się do Matki Ziemi. Jest to znakomita odskocznia od życia codziennego, pełnego hałasu, wrzawy i pędu. Jednocześnie uczy współpracy i przyjaźni, niejednokrotnie można się również nauczyć wiele o sobie samym. Spotkałem się z porównaniem takiego "kontrolowanego odcięcia się od rzeczywistości" z jogą, z tą różnicą, że jako Indianin współżyje się ze światem, w jodze właściwie się go odtrąca. Nie do przecenienia jest również kwestia - nazwijmy to za Piotrem Wlizło – "ładowania baterii", przy czym nie interpretowałbym tego zwrotu jako znaczącego tyle, co "odpoczynek". Jest to raczej kwestia przyjęcia pozytywnej energii, chęci działania, czegoś pozostającego bardziej w sferze psychicznej, niż fizycznej. Piotr Wlizło mówi również o przeznaczeniu tej energii – jest potrzebna by radzić sobie z problemami życiowymi. Zauważa także, że jest często przekazywana innym, głównie młodzieży (sam Wlizło jest pedagogiem i pracuje z młodzieżą – jest pomysłodawcą i liderem Młodzieżowej Grupy Inicjatyw Twórczych Tatanka2 Żuromin jak również organizatorem Szkoły Młodych Wilków i imprez Pow Wow) w celu uchronienia młodych przed patologiami i wskazania im właściwej drogi życiowej. Jest to zatem typowy przykład wyciągania ręki do młodszych i słabszych i dzielenia się radą.
Indianiści są też świetnym przykładem naukowców – amatorów. Nie bacząc na koszta zgłębiają kulturę Indian, poszerzają swoją wiedzę. Sami tworzą stroje – niezwykle kolorowe i bogate – starając się jak najwierniej odtwarzać oryginały. Najlepiej zatem, żeby strój zrobiony był z elementów takich samych, jakich używa się w Ameryce. Często są to stroje bardzo kosztowne, nierzadko ich ceny osiągają pułap około kilku tysięcy złotych. Polacy uczą się również rękodzięła indiańskiego, wykonując ozdoby, torby, buty, wszelkiego rodzaju przedmioty. Wśród nich można znaleźć wielu utalentowanych rzeźbiarzy czy malarzy, których twórczość opiera się na tradycyjnych motywach. Indianiści na zlotach i obozach mieszkają w tipi, indiańskich namiotach, które sami szyją, dekorują, rozstawiają. Dziś tipi można kupić w Internecie, osiąga ceny od kilkuset złotych do kilkunastu tysięcy. Kultywuje się również indiańskie rytuały, np. szałas pary. Z powyższych przykładów wynika jasno, że ucieczka od rzeczywistości w świat kultury indiańskiej przynosi korzyści zarówno temu, kto się ową kulturą zaczyna interesować, jak i jego otoczeniu. Wielokrotnie indianistom udaje się połączyć swoją pasję z pracą. Przykład stanowią chociażby Robert Piesiecki, który prowadzi wioskę indiańską w Jurowcach pod Białymstokiem, czy wspomniany wyżej Piotr Wlizło, pracownik Żuromińskiego Centrum Kultury.
Z mojej analizy wynika, że ruch indiański w Polsce jest zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym i pożądanym z dwóch powodów. Przede wszystkim, stanowi świetną odskocznię od życia codziennego, pełnego problemów. Zagłębienie się w filozofię Indian pomaga indianistom dokonywać odpowiednich życiowych decyzji, poznać samych siebie. Jednocześnie jednoczy i pozwala zrozumieć świat, który nas otacza. Po drugie, jest to zajęcie wręcz naukowe, poszerzające wiedzę kulturową i historyczną, inaczej nastawia do świata. Uaktywnia – co nie jest cechą każdego hobby – każe również dzielić się wiedzą i doświadczeniem z innymi, pomagać słabszym. Piotr Wlizło mówi: "Moja pasja odpowiada mi na moje trudne życiowe pytania. Uczy mnie pokory poprzez codzienną modlitwę, daje mi możliwość stawania się lepszym człowiekiem poprzez to, że dzielę się każdego dnia czymś z kimś zupełnie bezinteresownie, uczy mnie dostrzegać to, co wokół się dzieje w przyrodzie. Uczy mnie żyć w harmonii i równowadze, uczy mnie słyszeć i widzieć to, co wcześniej omijałem, czego nie widziałem, nie słyszałem." Filozofia indiańska zostaje więc zaszczepiona bardzo głęboko w człowieku, staje się wręcz religią – nie wyklucza jednak innej religii, np. chrześcijaństwa (wbrew pozorom oba systemy religijne mają bardzo wiele punktów wspólnych). Podsumowując, indianizm jako ucieczka od szarej codzienności jest bardzo skuteczną i pożyteczną odskocznią. Co więc sprawia, że ta forma odpoczynku i rozumowania świata jest wciąż zarezerwowana dla stosunkowo wąskiej grupy fascynatów? Otóż Indian trzeba zrozumieć. Trzeba być otwartym na swiat, trzeba potrafić spojrzeć na wszystko w inny sposób niż nauczył nas nasz system kulturowy. Nie każdy to potrafi w dzisiejszych czasach. A jednak wszyscy indianiści w Polsce żyją w naszym systemie kulturowym, czyli jest to jak najbardziej wykonalne. Wlizło mówi: "My, biali, mamy problem z prawie wszystkim, a żyć na modłę indiańską to już ogromne wyzwanie dla nas. Myślę, że większość z nas idzie na łatwiznę, a tu się trzeba trochę wysilić." Myślę, że taki wysiłek, żeby uzyskać wiedzę i wewnętrzny spokój jest godny podziwu i polecany każdemu.

Brak komentarzy: